chwała frajerom
Twórcy Wolnego Oprogramowania udostępniają je bez ograniczeń, gdyż cenią sobie te wartości, które są fundamentem rozwoju nauki: współpracę, wzajemną krytykę i wymianę idei. Sądzą, że satysfakcja z dzieła cenionego i użytecznego dla innych jest warta więcej niż można kupić za pieniądze.
Ruch na rzecz Wolnego Oprogramowania
Idea piękna w swej prostocie, aż wydaje się nierealna. Nigdy bym w to nie uwierzył, gdybym nie zobaczył... Jednak rzeczywistość jest, jak zawsze, trochę bardziej skomplikowana i dużo bardziej cyniczna niż manifesty. „Przeciętnego użytkownika” zupełnie nie interesuje fakt, że wolne oprogramowanie jest wolne; interesuje go to, że jest ono darmowe (bo najczęściej faktycznie jest). Nawet faktu, że nie musi się nikomu tłumaczyć, skąd, po co i dlaczego używa danego programu nie rozumie jako elementu wolności, tylko jako ... oczywistość?
Mimo że słowo „free” w manifeście GNU zostało już zinterpretowane i wyjaśnione w tysiącach najróżniejszych publikacji, to w zbiorowym umyśle „zjadacza softu” nadal nie funkcjonuje klarowne rozróżnienie między „free speech” a „free beer”. Dziesiątki wolnych programów postrzegane są wyłącznie w kategoriach ich niekomercyjnego rozpowszechniania i możliwości darmowego wykorzystania. Kilka lat promowania takich projektów doprowadziło do powszechnego przekonania, że tego typu programy po prostu się dostaje i że się one każdemu należą „jak psu zupa”.
Tymczasem w cytacie, nie bez powodu przywołanym na wstępie, czytamy o „satysfakcji z dzieła cenionego i użytecznego dla innych”. Satysfakcji z cenionego... Starasz się, działasz z jakimś poczuciem tworzenia czegoś dobrego i przydatnego, i jeśli znajdujesz życzliwe zainteresowanie, to jest świetnie. Jednak jeśli jedyne zainteresowanie projektem to głosy „daj” i ewentualne narzekania, że coś nie działa jak powinno, to zniechęcenie jest blisko. Ciąg przyczynowo-skutkowy jest banalny: brak pozytywnych reakcji, brak podbudowania samopoczucia twórcy, brak satysfakcji i naturalna śmierć projektu.
I nagle krzycz i płacz, że jak tak można, że użytkownicy, zapotrzebowanie na nowe wersje, zobowiązania. I wielkie zdziwienie, że może to jednak nie jest oczywiste, że może wcale się nie należy z definicji, że może jednak czasem warto poprosić i podziękować... Znajdą się następcy to dobrze, zechcą podjąć niewdzięczny trud — świetnie. Ale jeśli się nie znajdą...?
A Ty? Ile razy zrobiłeś cokolwiek, żeby wolny program był lepszy? Ile razy wyraziłeś wdzięczność twórcy/twórcom używanych przez Ciebie darmowych programów? Ile razy powiedziałeś „dziękuję”, a nie tylko „daj”?
2004.11.18 | 3 komentarze |
tagi » soft, teorie i przemyślenia
Komentarze
#1 | 2004.11.18 18:42 | Adam
Zainstalowałem linuksa z musu, całkiem niedawno, dlatego, że za darmo i dlatego, że spodobała mi się wyczytana myśl "user in control, not user controlled". I faktycznie wybrałem dystrybucję odpowiednią do moich potrzeb /FC3/, z którą nie było wielkiego pałowania się i która chodzi całkiem przyzwoicie mimo mojego laickiego podejścia. I dopiero jak się przekonałem w praktyce, że niekoniecznie musi to być "chujowa, ale darmowa alternatywa", tylko coś z czym da się miło żyć, nabrałem wielkiego szacunku dla twórców. I tak, jestem im wdzięczny. :O
#2 | 2004.11.18 20:29 | Marek
ha :) a ja zainstalowałem linuksa, bo miałem dość tego, że system wiedział lepiej ode mnie, czego mi potrzeba. i choć mam legalną kopię windowsa, to aktualnie wisi mi nad biurkiem jako „staszak” ;)
wracając jednak do meritum — użytkownicy przyzwyczajeni do korzystania z programów pewnego potentata z Redmond przyzwyczajeni są do tego, że producent ma ich głęboko „gdzieś”, co widać po jakości produkowanego softu. Dodatkowo piractwo potęguje poczucie pozornej „oczywistości” faktu, iż mnie się „należy”.
Przesiadając się na wolne/otwarte oprogramowanie użytkownik może odkryć, że jednak ma wpływ na kształt programu — w najprostszym przypadku może zgłosić błąd autorom, poprosić o nową funkcjonalność — w najbardziej ekstremalnym przypadku może włączyć się w rozwój projektu.
słowem — wychodzi na to, iż większość użytkowników nie szanuje żadnych autorów — nawet oprogramowania komercyjnego. prosty przykład: użytkownik kupuje komputer za powiedzmy 2000 zł oczywiście bez systemu operacyjnego, idzie do domu i na dzień dobry instaluje sobie kradzionego MS Windows 2003 Server (bo to najnowszy windows), pakiet MS Office 2002 (żeby miał w czym napisać sobie listę zakupów), Adobe Photoshop 8.0 (bo w czymś musi zdjęcia „edytować”) i tak dalej... dla mnie to tak, jakby ktoś kupując samochód kupił samą karoserię + silnik, a po przyjściu do domu okradał inne samochody i montował sobie to, czego w nim mu brakuje. różnica jest taka, że program jest banalnie prosto skopiować, części samochodowych nie, tylko czy to może usprawiedliwiać kradzież?
#3 | 2004.11.18 21:44 | Adam
"słowem — wychodzi na to, iż większość użytkowników nie szanuje żadnych autorów — nawet oprogramowania komercyjnego"
s/nawet/tym bardziej :)
Mnie kiedyś napadło - w akcie szlachetnej woli i akurat przy gotówce poleciałem do sklepu.
- Windowsa poproszę.
- A jaką pan chce myszkę?
- O, kozacko, myszki dają gratis..
- Nie, wg najnowszych wytycznych Microsoftu musi pan kupić conajmniej 5 komponentów komputera. No chyba, że chce pan system za >1000 PLN, to nie ma sprawy.
- Ale kupiłem u was komputer trzy dni temu, nie można tego dopisać jakoś do rachunku?
- Nie wolno nam, prikaz.
- No dobra, a to może z samą myszką możecie mi sprzedać?
- Mogę panu sprzedać, ale będzie pan miał wtedy nielegalny system. Za legalność odpowiada końcowy użytkownik.
No i jak tu ich szanować, jak człowiek chciał dobrze? :)
"użytkownicy przyzwyczajeni do korzystania z programów pewnego potentata z Redmond przyzwyczajeni są do tego, że producent ma ich głęboko „gdzieś”, co widać po jakości produkowanego softu"
Eee no przesadzasz. Jakościowo jest jak najbardziej, z tym, że nie bardzo wiesz co się dzieje po drugiej stronie lustra. I dopóki nie zapłacisz swojego rocznego wyżywienia za pełen komplet narzędzi, będzie Cię to martwić :)
Uwaga: Ze względu na bardzo intensywną działalność spambotów komentowanie zostało wyłączone po 60 dniach od opublikowania wpisu. Jeżeli faktycznie chcesz jeszcze skomentować skorzystaj ze strony kontaktowej.