My i oni

Pracuję w ten branży lat kilka (no... -naście powiedzmy szczerze) i miałem okazję (współ)pracować z różnymi zespołami i szeroką gamą „typów ludzkich”. Parę rzeczy (za dużo) widziałem i wyrobiłem sobie kilka niezmiennych opinii i zapewne niesprawiedliwych uogólnień. Wiele z nich wynika z mojego trudnego sposobu bycia. Jednak nie udało się uniknąć wyraźnego poczucia, że oni są inni. I to niezależnie od tego czy po stronie „my” byłem akurat za przeproszeniem liderem czy zwykłym członkiem.

Całe to bajdurzenie o rozproszonych zespołach, o zdalnej i owocnej współpracy ponad regionami, na wspólnych platformach porozumienia tworzonych w oparciu o najnowsze zdobyczne inżynierii oprogramowania i najlepsze kolektywnie wypracowane praktyki deweloperskie, bla bla bla, jest za przeproszeniem gówno warte. Owszem, ładnie takie umiejętności, zdolności i (d)oświadczenia wyglądają w CV, ale niewiele ponadto. Każdej praktyki inżynierskiej można się nauczyć i każde globalnie-optymalne metody można podejrzeć i naśladować. Jednak w rzeczywistości liczy się doświadczenie w lokalnym środowisku. Liczy się to, żeby wiedzieć co, kiedy i komu powiedzieć, kogo, kiedy i o co zapytać oraz jak zinterpretować otrzymają odpowiedź. Słowem — liczy się przede wszystkim polityka interpersonalna. Lokalna.

No chyba, że ktoś zamierza być całe życie koderem — wtedy faktycznie nie potrzeba wiele ponad sprawne palce...

LEGO Minifigs

— Co za pajac..?

Niestety oni zawsze są dziwni. Nigdy nas nie zrozumieją i zazwyczaj mają zupełnie inny pogląd na sytuację i inne cele. Oczywiście pogląd gorszy, a cele sprzeczne. A jednak z jakiegoś zupełnie niezrozumiałego powodu uparcie się ich trzymają...

 

Komentarze

#1 | 2010.07.05 21:40 | Jakub Anderwald

za przeproszeniem, g prawda. nie musisz siedziec obok czlowieka, zeby sie go zapytac jak system jest skpnfigurowany i kto sie najlepiej zna na kolejkach w nim. moze oni sa dziwni, ale pracuja na tym samym co my i dopoki sie jasno ustali zasady tej wspolpracy to nie wiem po co mialbym ogladac "ich"

#2 | 2010.07.05 22:18 | MiMaS

nie musisz siedziec obok czlowieka, zeby sie go zapytac

Nie napisałem, że musisz. I nawet mi to do głowy nie przyszło.

nie wiem po co mialbym ogladac "ich"

Też nie wiem. Nie odczuwam potrzeby.

Wydaje mi się, że ten wpis jest o tym, że jest zespół "my" i zespół (-oły) "oni". Nie o tym, że trzeba "siedzieć obok człowieka" (bo nie trzeba).

Słowo "lokalna" nie oznacza "w tym samym pokoju". Oznacza "u nas", bez względu na to dzielące nas odległości fizyczne.

Szczerze mówiąc w mojej obecnej pracy uważam za "nas" i "lokalnie" np. mojego szefa oddalonego o 6 stref czasowych. A za "nich" uważam kolegów znajdujących się na innym piętrze w tym samym budynku...

Nie rozpisałem słowa "lokalna". My bad.

#3 | 2010.07.06 01:36 | Kamil Trebunia / ffreak

A z mojego doświadczenia z kolei kontakt fizyczny zmienia ogromnie dużo - mając odpowiedniego developera biurko w biurko znacznie częściej pytałem o drobiazgi, których znalezienie zajęłoby mi 5-15 minut (podczas gdy lead dev mógł mi to wskazać w minutę, czy dwie) niż gdy tego samego developera miałem dostępnego jedynie przez Skype, maile itd. W skali tygodnia na pewno oszczędzałem na tym całe godzinny, moja produktywność zyskała znacząco zatem. Z tym, że to był niewielki wtedy jeszcze startup, teraz pracuję w dużej korpo i w zasadzie czuję się tak jakby pomiędzy - ani blisko tych ludzi ani też daleko - na pewno jednak lepiej niż gdybym miał się kontaktować ze wszystkimi przez IM/mail - overhead takiej formy komunikacji - te kilkadziesiąt sekund do kilku minut zmienia jak dla mnie wszystko. Wiadomo, że dużo zależy od zadania, które mamy do wykonania.

#4 | 2010.07.18 22:10 | Piotrek Reinmar Koszuliński

Ja się zgadzam w pełni z Kamilem i autorem bloga :) Sam mam doświadczenie w pracy zdalnej i w pracy "lokalnej". Zaczynałem od tej pierwszej i wydawało mi się, że wszystko jest ok. Później jednak zacząłem przychodzić do biura (ta sama firma, trochę inne stanowisko) i bardzo to polubiłem (mimo straty czasu na dojazdy :). Okazało się, że właśnie nie tracę czasu na pierdoły, bo mam obok kogoś kto może mi w kilka sekund pomóc, dużo więcej się uczę, dużo więcej myślę (praca z innymi jest o wiele bardziej stymulująca i pomysłogenna). Itd. itd.

Inna sprawa, że tak jak napisałem - zmieniło mi się trochę stanowisko. Zdalnie pracowałem głównie sam nad jedną częścią projektu jako czysty klepacz. Teraz projektuję, ustalam, pilnuję i pracuję w wiele osób nad jednym. To duża różnica w wymaganiach dotyczących kontaktu. Tak więc rozumiem też osoby, które lubią pracę zdalną. Jednak uważam, że nie nad każdym projektem i nie na każdym stanowisku tak można.

I jeszcze jedna rzecz - teraz widzę jak ważną cechą jest dla pracownika umiejętność komunikowania się z innymi. IMO to jedna z najważniejszych cech, szczególnie w zespołach pracujących w metodyce XP.

#5 | 2010.07.18 22:11 | Piotrek Reinmar Koszuliński

BTW. Miałem już wyrzucić ten blog z readera, a tu miła niespodzianka :)

 

Uwaga: Ze względu na bardzo intensywną działalność spambotów komentowanie zostało wyłączone po 60 dniach od opublikowania wpisu. Jeżeli faktycznie chcesz jeszcze skomentować skorzystaj ze strony kontaktowej.