Gmail

Fala ogólnoświatowego zainteresowania serwisem pocztowym Googla, czyli Gmail, nie słabnie, mimo że od pierwszych wersji beta minęło już kilka miesięcy. Zapewne w dużym stopniu jest to spowodowane aktualnym sposobem uzyskania tam konta, czyli koniecznością otrzymania zaproszenia od innego użytkownika — taka zasada wprowadza atmosferę elitarności, która chyba bardziej przemawia do wyobraźni niż inne cechy Gmaila (np. 1GB darmowego miejsca na pocztę). Niezły chwyt marketingowy, to im trzeba przyznać, nawet jeśli większość użytkowników nie bardzo wie co ma zrobić z uzyskanym w ten sposób kolejnym adresem e-mail. Zresztą „thanks to the generosity of folks like you” uzyskanie zaproszenia do Gmaila stało się stosunkowo proste, tak że dzisiaj nawet mój kot ma tam konto ;-). Zostawmy jednak marketing, konkursy na zaproszenia i elity, a spróbujmy spojrzeć na Gmail jak na aplikację webową.

kilka dobrych pomysłów

Trzeba uczciwie przyznać, że w Gmail zastosowano parę ciekawych rozwiązań. Podstawowa sprawa to „innowacyjne” podejście do składowania i sortowania poczty — nie ma wrzucania e-maili do najróżniejszych folderów, są za to etykiety, filtry i przeszukiwanie jakiego należało się spodziewać po Google. Kolejna perełka to pokazywanie poczty zawsze w kontekście całej „konwersacji”. Pomysł może nie nowy, ale w Gmail jest to dosyć przyjemnie i elegancko rozwiązane. Zadbano również o import książki adresowej z pliku CSV, chociaż nie widzę eksportu adresów ani importu/exportu wiadomości.

A poza tym, cóż... poczta jak każda.

interfejs z kłopotami

Najbardziej zauważalny i zarazem problematyczny element serwisu Gmail to jego interfejs użytkownika. Oczywiste jest, że niemal wszystkie problemy związane z aplikacjami webowymi są związane z interfejsem właśnie. Ten w Gmail jest na szczęście stosunkowo lekki wizualnie i sensownie kolorowy, jak na Google przystało — odpada więc mój poprzedni zarzut, że twórcy aplikacji webowych z natury nie potrafią trafić w gust jakiegokolwiek realnego użytkownika.

Interfejs Gmaila jest niemal całkowicie oparty na skryptach. Nawet podstawowe menu jest wykonane jako zwykły tekst reagujący na kliknięcia, a nie jako linki. I chociaż powoduje to szereg problemów z dostępnością, całkowity brak obsługi przeglądarek bez javascriptu i Opery(!?) (zgodnie zresztą z Browser Requirements) to wyobrażam sobie, że Google może mieć poczucie iż faktycznie osiągnęli „best performance for the broadest swath of users”.

Najbardziej innowacyjnym odważnym pomysłem jest wykorzystanie zdarzeń generowanych przez klawiaturę (onkeypress) do obsługi skrótów klawiszowych — strona śledzi naciśnięcie każdego pojedynczego klawisza. Skróty są jednoliterowe i generalnie wyglądają na bazowane na uniksowych aplikacjach (pocztowych i/lub edytorach typu vi), np.: c - Compose mail, k - Newer conversation, j - Older conversation, n - Next message, p - Previous message, Enter - Open, r - Reply itd. itp. Dla mnie osobiście są to skróty kojarzące się dosyć pozytywnie i wydają się niemal oczywiste w aplikacji konsolowej, ale żeby tak w przeglądarce... Oczywiście niektóre operacje klawiszowe przeglądarek (np. „find as you type[1]) w takiej sytuacji nie działają, a skróty programów udźwiękawiających[2] dla odmiany maskują skróty Gmaila, ale ... coś za coś.

Czy to jest dobre rozwiązanie — trudno jednoznacznie ocenić. Zapewne zastosowanie takiego mechanizmu w jakiejś komercyjnej aplikacji webowej (z dziedziny powiedzmy obsługi baz danych, CRM, jakiś workflow czy cokolwiek) wymaga dokładnych konsultacji z przyszłymi użytkownikami i/lub zamawiającym. Po pierwsze dlatego, że jest to rozwiązanie mocno niestandardowe dla przeglądarki internetowej. A po drugie trudno to zrobić ergonomicznie — Gmail stosuje skróty znane (przynajmniej niektórym) i sprawdzone w programach konsolowych, ale jakie skróty zastosować np. w aplikacji zarządzającej obiegiem dokumentów? Koncepcja (może i dobra) trochę się gmatwa z powodu braku wzorców...

web application?

Generalnie Gmail nie jest ani wzorem ani przykładem standardowej aplikacji webowej. Mimo zastosowania kilku pomysłów wartych przemyślenia, można śmiało podsumować słowami Marka Pilgrima:

Gmail is the least web-like web application I have ever seen.

[1] Przyrostowe (czyli w trakcie wpisywania) wyszukiwanie tekstu na stronie; mechanizm dostępny w przeglądarkach rodziny Mozilli i w Operze.

[2] Programy udźwiękawiające („screen readers”) czytają zawartość ekranu komputera lub samej strony z przeglądarki na głos i są często jedynym sposobem odczytywania stron internetowych przez osoby niewidome. Większość z takich programów obsługuje rozbudowane (nieraz bardzo) skróty klawiszowe. Więcej o tych sprawach w książce „W głąb dostępności”.

Komentarze

Brak komentarzy do tego wpisu.

 

Uwaga: Ze względu na bardzo intensywną działalność spambotów komentowanie zostało wyłączone po 60 dniach od opublikowania wpisu. Jeżeli faktycznie chcesz jeszcze skomentować skorzystaj ze strony kontaktowej.