archiwum wpisów z września 2004

free as a ...?

Zebrałem się w końcu w sobie, sięgnąłem na półkę po lekko już zakurzone 4 CD-ki i upgradeowałem nasz domowy system (z Fedora Core 1 do 2). Zupełnie przypadkowo trafiłem dokładnie w dzień, w którym FC1 przeszło do historii — jak widać intuicja działa ;-). Rzecz się odbyła stosunkowo szybko (no ok, godzinę to trwało), w miarę bezboleśnie i właściwie dosyć przyjemnie. I jak często w takich sytuacjach dopadło mnie uczucie zadziwienia nad faktem, że właśnie na moim dysku rozsiada się wygodnie kilka gigabajtów pełnowartościowego, darmowego, wolnego oprogramowania, a tymczasem komputer, na którym to instalowałem, wszystko dookoła, a nawet piwo i parówki, które podjadałem w trakcie, zostały kupione za pieniądze zarobione na bardzo płatnym i bardzo zamkniętym sofcie. Ten dysonans czasami nie daje mi spokoju...

Gmail

Fala ogólnoświatowego zainteresowania serwisem pocztowym Googla, czyli Gmail, nie słabnie, mimo że od pierwszych wersji beta minęło już kilka miesięcy. Zapewne w dużym stopniu jest to spowodowane aktualnym sposobem uzyskania tam konta, czyli koniecznością otrzymania zaproszenia od innego użytkownika — taka zasada wprowadza atmosferę elitarności, która chyba bardziej przemawia do wyobraźni niż inne cechy Gmaila (np. 1GB darmowego miejsca na pocztę). Niezły chwyt marketingowy, to im trzeba przyznać, nawet jeśli większość użytkowników nie bardzo wie co ma zrobić z uzyskanym w ten sposób kolejnym adresem e-mail. Zresztą „thanks to the generosity of folks like you” uzyskanie zaproszenia do Gmaila stało się stosunkowo proste, tak że dzisiaj nawet mój kot ma tam konto ;-). Zostawmy jednak marketing, konkursy na zaproszenia i elity, a spróbujmy spojrzeć na Gmail jak na aplikację webową.

ekstremalnie cienki klient

Sformułowanie „aplikacja webowa” zapewne razi purystów językowych. Niestety nie znam lepszego odpowiednika pojęcia „web application”, jakiejś bardziej polskiej nazwy na architekturę, w której interakcja z użytkownikiem odbywa się poprzez strony w przeglądarce internetowej. Czy to będzie się odbywało w internecie czy w intranecie, w sieci rozległej czy lokalnej — bez znaczenia. Ważne, że po jednej stronie jest użytkownik uzbrojony jedynie w przeglądarkę (mniej lub bardziej dowolną), a po drugiej serwer obsługujący żądania tego użytkownika i zapewne jakąś bazę danych. Niby klasyczna architektura klient-serwer, ale specyfika klienta powoduje, że aplikacje webowe to zupełnie nowa jakość problemów.

this is weird

Cytat, który może być pomocny w nabraniu dystansu...

smutna prawda numer jeden

„Trudno powiedzieć, kto jest większym kretynem - klient, który to wymyślił czy my, którzy się na to zgadzamy...” — takim filozoficznym przemyśleniem poczęstował nas dzisiaj kolega ślęczący nad Dziwną Funkcjonalnością. I zrobił to nie jedyny, nie po raz pierwszy i nie ostatni.