Szukanie pracy w korporacji - subiektywny survival guide

Osobiście myślę, że praca w międzynarodowej korporacji powinna być punktem obowiązkowym w karierze każdego programisty (i zawodów zbliżonych). Chyba inaczej nie można się przekonać jak bardzo polskie firmy są zaściankowe i jak nieporadne są firmy „małe ale z pomysłem”. Obojętnie co się myśli o globalizacji, faktem jest, że duży może więcej, robi więcej i robi to inaczej. Później możesz zostać szefem świetnie prosperującej firmy garażowej „Ja ze Szwagrem” czym możesz uszczęśliwić siebie i swoją rodzinę na siedem pokoleń w przód i trzy wstecz — ok, powodzenia. Ale otarcie się choćby o międzynarodowego giganta wydaje mi się konieczne dla nabrania dystansu, szerszego spojrzenia i kilku kluczowych doświadczeń. Równocześnie jednak wolałbym na razie pozostać w kraju, w którym mam rodzinę, żonę i koty (i psa). Pozostaje więc praca w polskim oddziale jakiejś międzynarodowej firmy, których (na szczęście dla mojego planu, na nieszczęście dla antyglobalistów) mamy w Polsce co najmniej kilka. Tak to sobie wykoncypowałem i taką drogą zamierzam podążać.

Ponieważ plan ten realizuję od kilku miesięcy (powyższa myśl dojrzewała powoli), zdążyłem odbyć kilka rozmów o pracę czy innych tam interview. Pozwolę sobie zatem zanotować kilka prostych punktów, które powinienem mieć zawczasu lepiej przemyślane i być może pracowałbym w nowej firmie nie od zeszłego piątku, a już jakiś czas wcześniej.

  1. Podobnie jak w wielu innych sprawach Sun Tzu ma rację.

    Tak więc zostało powiedziane, że kto zna wroga i zna siebie, temu nic nie grozi, choćby w stu bitwach. Kto nie zna wroga, a zna siebie, czasami odnosi zwycięstwo, a czasami ponosi klęskę. Kto nie zna ani wroga, ani siebie, nieuchronnie ponosi klęskę w każdej walce.

    Sun Tzu

    Sztuka wojny

    Rozmowa kwalifikacyjna to walka — bardziej wojna niż targowisko. Musisz wiedzieć maksymalnie dużo o firmie, do której przychodzisz i absolutnie wszystko o sobie samym. Jeżeli zaskoczy Cię pytanie typu „Dlaczego nie powinniśmy pana zatrudniać?” pokazujesz, że nie znasz siebie — nieuchronna klęska. Jeżeli nie orientujesz się czym właściwie zajmuje się firma, do której startujesz, pokazujesz, że nie znasz wroga — możesz z tego wyjść jeśli masz szczęście, ale na wiele bym nie liczył.

  2. Międzynarodowe korporacje mówią międzynarodowym językiem — znajomość angielskiego jest absolutnie konieczna. Jeżeli na rozmowie kwalifikacyjnej nie chcą z Tobą rozmawiać po angielsku choćby przez chwilę to raczej nie traktują Cię poważnie. Nie zdziw się też, że cała oficjalna korespondencja firmy jest prowadzona w języku angielskim, nawet jeśli rozmawiałeś po polsku.

  3. Jeżeli chcesz pracować jako programista, naucz się sprawnie rozwiązywać proste zadania. Na kartce papieru. W wybranym języku, a najlepiej tym, którego będziesz używał w nowej pracy. Fakt, że miałeś takie gierki na studiach nie oznacza, że możesz o nich zapomnieć raz na zawsze. Nawet jeśli w dotychczasowej pracy nigdy nie stanąłeś przed problemem wybrania części wspólnej 2 tablic, albo posortowania jakiegoś śmiesznego zbioru, bo na co dzień robią to za Ciebie jakieś biblioteki, teraz musisz to dokładnie i elegancko wypisać na kartce papieru. Nawet jeśli nigdy po studiach nie zastanawiałeś się nad arytmetyką wskaźników w C, teraz musisz żonglować wskaźnikami jakbyś przez całe życie nie robił nic innego. Bardzo ważne jest jak to zrobisz, może nawet najważniejsze.

  4. Nie przywiązuj się za bardzo do koncepcji interview podawanych przez ludzi pokroju Joela Spolsky'ego, ale bądź gotów na pewne charakterystyczne elementy i nagłe zwroty akcji. Na przykład słynne skądinąd zagrywki w stylu Pytanie Na Które Kandydat Na Pewno Nie Odpowie (przykładowo: „Ile much jest w tym budynku?”) nie mogą Cię zbijać z tropu. Staje przed Tobą zadanie i Ty to zadanie rozwiązujesz, nieważne z jaką celnością, nieważne jak bardzo jest ono absurdalne, ważne jedynie czy umiesz myśleć samodzielnie i kreatywnie.

I właściwie tyle. Reszta (na przykład nie kłam w CV) jest w miarę oczywista. Pozostaje mieć jeszcze trochę szczęścia...

Komentarze

#1 | 2006.12.03 16:36 | Piotr Konieczny

Dodałbym jeszcze uśmiech. Zwłaszcza, jeśli chodzi o interviews za granicą. Dla "ponurych" i narzekających z zasady Polaków, to może nie być oczywiste - ale niestety - uśmiech, czy tez pogodny sposób bycia się liczy. Bardzo. Nawet jeśli miałby być udawany...

/me, który wychodząc po jednym z interviews z pewnej firmy pomylił drzwi wyjściowe na korytarz z drzwiami wejściowymi do kibelka... :-)

#2 | 2006.12.03 16:45 | Shot

A co z przypadkiem „praca w międzynarodowym projekcie open source”? Można zaliczyć, czy się za tą korporacją muszę jednak koniecznie rozejrzeć, nie ma przebacz? ;] (Tak pytam, raczej przekornie, bo kwantyfikator „punkt obowiązkowy” mnie irytuje, choć oczywiście ani nie było interwju, ani CV, ani nie ma korporacji, więc pewnie kicha, panie.)

#3 | 2006.12.03 19:58 | MiMaS

Obawiam się Kapitanie, że „międzynarodowy projekt open source” mimo niewątpliwych zalet poznawczych na temat tego jak się robi software, nie oddaje idei, o którą mi chodzi. Mam wrażenie, że brak tutaj tego specyficznego zapachu korporacji i hal pełnych kubików rodem z Dilberta...

#4 | 2006.12.04 09:36 | Adam

Mnie taka rozmowa czeka za klika dni... Nie bardzo rozumiem idee pytań, na które nie ma odpowiedzi (muchy). Czy chodzi o sam fakt przyłapania delikwenta na nerwowym rozglądaniu się po pokoju? Jak z tego wybrnać? :) Odparować błyskawicznie "nie wiem, nie mam wystarczających danych" czy wymyślać jakieś bzdury o liczbie szpar w oknach? Skłaniałbym się ku pierwszej opcji w ramach uczciwego podejścia do takiego żartu, ale może istnieje trzecia?

#5 | 2006.12.04 12:30 | MiMaS

Adam, IMHO chodzi właśnie o to, jak bardzo prawdopodobne bzdury umiesz wymyślać. Czy umiesz samodzielnie myśleć i znajdywać odpowiedzi. Czyli IMHO lepiej „nie wiem, ale szacuję, że...”.

Np. taka ścieżka rozumowania: Ile pomieszczeń w tym budynku już widziałeś? Ile w nich spotkałeś much? Jaki w takim budynku może być rozkład statystyczny much w poszczególnych pomieszczeniach? Co z tego wynika? Jak duży błąd mogłeś popełnić? Itd.

Istnieje zresztą mnóstwo innych odmian tego samego pytania, np.: ile jest stacji benzynowych w Gliwicach? ;-)

#6 | 2006.12.04 12:43 | Adam

No tak. Poznaj siebie, poznaj wroga, nie zapomnij o Gliwicach :)
Chyba będę potrzebował więcej niż trochę szczęścia, jeśli ma się udać za pierwszym podejściem.

Strasznie mnie ciekawi dokąd Ty trafiłeś, ale rozumiem, że możesz nie chcieć tego upubliczniać :)
Wszystkiego dobrego

#7 | 2006.12.04 13:38 | str()

Ad 1. Masz całkowitą rację - to wojna. Miałem niedawno sposobność odpowiadać na pytanie What can you contribute? Jakież było moje zdziwienie, gdy po udzieleniu odpowiedzi usłyszałem Yes, but this is not enough.
Z rzeczy przydatnych - CV nie należy pomijać rubryki Zainteresowania.

#8 | 2006.12.04 14:03 | MiMaS

A propos zainteresowań — wpisałem kiedyś żeglarstwo, w końcu patent mam, a zainteresowanie sportem zawsze „dobrze wygląda”. No i między jednym a drugim pytaniem o dziwne algorytmy w C zostałem przeegzaminowany z Prawa Drogi. ;-)
Z zainteresowaniami jak ze wszystkim w CV — za dużo fantazji może się szybko zemścić...

#9 | 2006.12.05 16:39 | Marcin W. Dąbrowski

To jeszcze trochę hintów ode mnie:

  1. Nauczyć się mówić z pasją i emocjami o suchym skądinąd IT. Ale to nie może być wodolejstwo. W końcu chcesz to (IT) robić nie tylko z powodu pieniędzy, prawda?
  2. Nie bać się, ale nie dać się zaskoczyć - bądź czujny. To, że przesłuchujacy wyglądający jak menadżer może sensownie i do bólu przyczepić się do technicznej drobinki to normalka. Przykład:
    - ...i w poprzedniej firmie zrobiłem obsługę systemu ABC
    za pomocą opensource'owego narzędzia XYZ.
    - O! To ciekawe. W CV widzę, że było to rok temu, wtedy XYZ był
    w wersji 1.3.7, i nie miał jeszcze obsługi technologii QWE123.
    Jak sobie poradziłeś z konwersją ASD na FGH?
  3. Jeżeli Cie przyłapią, zamiast pocić się, mówić nie wiem - wykaż zainteresowanie: tego nie byłem pewien, ale chętnie dowiem się więcej. Ty też wyciągaj informacje podczas interview.
  4. Staraj się poznać kogoś, kto pracuje w firmie, do której chcesz złożyć CV - kandydat z polecenia na starcie ma kilka punktów więcej.

PS: Prawie dwa lata w korporacji... To naprawdę inny świat, niż polskie firmy (a tego też liznąłem).

#10 | 2006.12.12 10:01 | Adam

No to dodam tylko, że w moim przypadku nie było żadnych pytań o muchy, a tylko sympatyczna rozmowa, która dotyczyła bardziej kwestii "co Pan by chciał robić, dlaczego i jak, no i czemu tak drogo?" :).
Test był zwyczajną hybrydą wszystkich studenckich kolokwiów z programowania, a.k.a. programowanie na pamięć - długopisem robisz bezbłędnie jakieś 30% i nie starczy ci czasu, przy komputerze robisz bezbłędnie 90% w godzinę ;)
Nic strasznego w każdym razie.

#11 | 2007.01.08 15:53 | Tomek

Sorki, Piotrek - usmialem sie :-) (#1) ale mialem podobny przypadek.
Wchodzac zobaczylem dwa wielkie, podobne pokoje. Wszedlem do lewego. Walnalem glowa w zarabiscie wielkie lustro ;-)

 

Uwaga: Ze względu na bardzo intensywną działalność spambotów komentowanie zostało wyłączone po 60 dniach od opublikowania wpisu. Jeżeli faktycznie chcesz jeszcze skomentować skorzystaj ze strony kontaktowej.